Rejsami po niedźwiedzie mięso określa się ostatni rejs w sezonie. Wielu spośród nas w taki sposób może nazwać ten krótki, ale jakże przyjemny wypad na Zaruskiego, ale po kolei.
Wszystko zaczęło się w piątek, 9 października około 6.00, kiedy zapakowaliśmy się do busa i wyruszyliśmy do Gdyni. Podróż minęła dość szybko w okolicach godziny 12 przyjechaliśmy na Kępę Oksywską...
Rejsami po niedźwiedzie mięso określa się ostatni rejs w sezonie. Wielu spośród nas w taki sposób może nazwać ten krótki, ale jakże przyjemny wypad na Zaruskiego, ale po kolei.
Wszystko zaczęło się w piątek, 9 października około 6.00, kiedy zapakowaliśmy się do busa i wyruszyliśmy do Gdyni. Podróż minęła dość szybko w okolicach godziny 12 przyjechaliśmy na Kępę Oksywską,gdzie w trakcie walk od 1 do 19 września 1939 roku zginęło ponad 2 tyś. polskich żołnierzy. Kolejnym punktem programu był budynek Poczty Polskiej w Gdańsku. Tutaj 1 września 1939 roku miała miejsce bohaterska obrona gmachu Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Według planu załoga powinna bronić się 6 godzin, do czasu przyjścia odsiecz z Polskim. Walki trwały ponad 15 godzin i gdyby nie podpalenie, to obrona trwałaby dużo dłużej.
Po obiedzie zjedzonym na starówce przyjechaliśmy na Generała Zaruskiego. Wielu z nas widziało go pierwszy raz od czasu odbudowy. Zdjęcia nie oddają rzeczywistego wyglądu. Pięknie polakierowane drewno, biała farba na butach i w środku, a każda praca wymaga zgrania i wspólnego wysiłku wszystkich członków załogi, ponieważ na pokładzie nie ma kabestanów.Reszta dnia to poddział na wachty, rozpakowaniu się, kolacja i „zajęcia w podgrupach".
Sobotę rozpoczęliśmy dość wcześnie. O 7:30 śniadanie, a równo o godzinie 8 postawiliśmy banderą. Później Piotr, czyli starszy oficer na Zaruskim przeprowadził z nam szkolenie dotyczące zasad stawiania żagli. Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Jak już wspominałem wcześniej, tutaj nie ma kabestanów, a dodatkowo grot i bezan to żagle gaflowe więc z żaglem trzeba podnieś sporych rozmiarów gafel. To wszystko dość szybko uczy pracy w grupie, w pojedynkę nie ma szans na sprawne stawianie żagli.
Krótko po godzinie 10 oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w krótki rejs. Przed wyjściem na zatokę mieliśmy po prawej bucie Westerplatte, gdzie 1 września 1939 roku o 4:45 rozpoczęła się II wojna światowa(tak na prawdę to pierwszy atak na Polskę rozpoczął się 5 min. wcześniej w Wieluniu).
Po wpłynięcia na zatokę obraliśmy kurs na Hel. Początkowo na silniku, bo wiatru jak na lekarstwo, a w końcu na żaglach zgodnie ze słowami piosenki Dominiki Żukowskiej i Andrzeja Koryckiego „pośpiechem się brzydząc". Do naszego pierwszego portu dotarliśmy ok godziny 15. Krótkie zwiedzanie Helu obejmowało fokarium, plaże i okolice portu. Szkoda że słońce o tej porze roku zachodzi dosyć szybko, bo wraz z nim znikły resztki ciepła i nie było już tak przyjemnie jak za dnia. Z Helu wypłynęliśmy chwilę po 18 i już na silniku dotarliśmy do Jastarni. Wieczór zleciał na oglądaniu filmów, rozmowach o żeglarstwie(i nie tylko) i wachtach trapowych.
Niedzielny poranek zaczął się jak zwykle od śniadania i bandery. Później kto chciał mógł jeszcze przejść się po Jastarni. W drogę powrotną wypłynęliśmy ok 9, tym razem również „pośpiechem się brzydząc", czyli ile się da na żaglach. W trakcie powolnego posuwania się do przodu został zwodowany ponton i kilka osób miało możliwość zobaczyć Zaruskiego pod żaglami od strony wody. W okolicach południa zaczęło wiać więcej niż nic, okazało się że ten jacht też się przechyla i żegluje z dość przyzwoitą prędkością. Niestety wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć, trzeba było zrzucić żagle i już na silniku obrać kurs na Gdańsk. Nasz rejs zakończyliśmy salutem banderą w trakcie mijania Westerplatte.
Weekendowy rejs na Generale Zaruskim mogę zaliczyć do udanych. Trochę zmarzliśmy, pożeglowaliśmy, pozwiedzaliśmy. Mam nadzieję, że to był jeden z wielu rejsów jakie będą organizowane przez Szczecińską Szkołę pod Żaglami na Zaruskim, a na pewno że będę miał możliwości pożeglować pod jego żaglami gdzieś dalej i na dłużej.